Wilk pisze:Dzis przewinalem sie tylko na moment w tle, bo przyszedlem wylacznie w celach "rozliczeniowych", ale widzialem, ze Don Simon i dasilwa grali w 1960: tMotP. Czy moglibyscie sie podzielic wrazeniami, ze szczegolnym uwzglednieniem kwestii, czy warto to nabywac, gdy sie juz ma (i bardzo lubi) Twilight Struggle?
Potrzebowalbym jeszcze jednej gry, zeby moc sie w pelni wypowiedziec (na ktoryms z dostepnych mi mediow
), dlatego tutaj napisze tylko krotkie pierwsze wrazenia.
Gra wykonana jest duzo lepiej i jest zauwazalnie inna. Niestety klimatu jak dla mnie nie ma praktycznie zadnego - to znaczy klimat ma w podobnej ilosci jak
TS, ale tylko dla kogos znajacego tamte realia. Dlatego grajac nie czulem tego napiecia, nie wczuwalem sie w role, tak jak w
TS.
Mechanika jest troche inna niz
TS - nie ma kostek, a losowosc rozwiazano wyciagajac znaczniki graczy z woreczka -grajac niskie karty dorzucamy do woreczka swoje znaczniki, wiec mamy wplyw na swoje szanse, przy tego typu testach.
Jest specjalny tor symbolizujacy 3 glowne tematy kampanii (ekonomia, prawa obywatelskie i wojskowosc) i wydaje mi sie, ze brak obecnosci na nim oznacza automatyczna przegrana. Bardzo mi sie to nie podoba, bo premiuje to drugiego gracza (bo on w ostatnim ruchu moze sporo na tym torze namieszac).
Stany maja bardzo nierowno rozlozone ilosci glosow (co jest oczywiscie uwarunkowane historycznie), przez co walka o wplywy koncentruje sie na tych najbardziej istotnych. Po prostu nie mozna ich odpuscic, bo jest New York ma 45 glosow (a suma glosow na koniec gry decyduje o zwyciestwie), a wiele stanow na zachodzie ma 4-6 glosow to wniosek nasuwa sie sam. Zapewne mozna jakos temu przeciwdzialac - gralem tylko jeden raz, ale poczatkowe wrazenie nie jest dobre.
Zaden z graczy nie odpadnie przed koncem gry (jest tylko ejdna punktacja na koniec) - Sylwkowi sie to podoba, ale moim zdaniem odbiera to troche przyjemnosci z gry. W
TS nigdy nie bylismy pewni, czy przeciwnik nie zagra za chwile punktacji, przez co trzeba bylo kontrowac go niezwlocznie w roznych stronach swiata - wspaniale to pokazywalo jak zmienia sie obszar walki o wplywy.
1960 wydaje mi sie bardziej statyczny...
Karty tez sa albo wspolne albo jednej strony - ale tym razem trzeba oddac specjalne zetony Momentum, ktore rowniez zdoby sie glownie na tym torze "3 tematow", zeby Twoje zdarzenie zagrane przez przeciwnika zaszlo. Pomysl mi sie podoba - nie podoba mi sie tylko, ze znowu to zalezy w duzej mierze od tego toru "3 tematow".
Ogolnie - z tych dwoch gier zdecydowanie wole
TS. A poniewaz juz ten tytul mam i za czesto w niego nie gram, nie potrzebuje kolejnego w podobnym stylu. Ale jesli ktos czesto gra w gry 2-osobowe, interesuje sie historia tamtego miejsca i czasu i lubi
TS to
1960 jest na tyle inne, ze mozna spokojnie go brac - nie bedzie sie mialo wrazenia kupowania tego samego produktu w innym opakowaniu.
Każdy może,prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczenie do krytyki, panie, tu nikomu tak nie podoba się.Tak więc z punktu, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie.