Dlaczego miałoby nie być? Coś się stało?Polaros pisze:Będe po 17 ( o ile nie bedzie mega korasów )
[Warszawa] OKO
jax pisze:Jak to co? W piatek instrukcje trzeba wkuwac, drukowac, robic naklejki na karty, pomoce dla graczy, identyfikatory na impreze itd.Sztefan pisze:Ale Pionek dopiero w weekend. Co to ma do piątkowego OKA?melee pisze:Zbliża się piątek, kilku osób zapewne nie będzie ze względu na Pionka.
Coś kiepskie te tłumaczeniamst pisze: Niektórzy już w nocy z piątku na sobotę ustawią się przed wejściem do gliwickiego MDK'u aby gdy tylko Ignacy otworzy drzwi zająć najlepsze miejsca przy najlepszych stołach
No cóż, ja miałem na myśli właściwości fizyczne stołów (chybotliwość, narażenie na przeciągi, zdolność pomieszczenia planszy itp.) - ale masz rację, że to Gracze stanowią o ich wartości
Zawsze gdy zauważysz, że jesteś po stronie większości zatrzymaj się i zastanów.
magazyn
magazyn
Byłem, grałem w "W roku smoka" - ciekawe, nawet bardzo, zachęca do kolejnej gry, dziś grałem po raz pierwszy. Aha, dodam, że uwielbiam takie klimaty, jeśli oczywiście można mówić o jakimś klimacie w Eurogrze.
Następnie szybka partia w Filou, też pierwszy raz i też wrażenia pozytywne.
Następnie szybka partia w Filou, też pierwszy raz i też wrażenia pozytywne.
Ostatnio zmieniony 08 gru 2007, 00:12 przez blazej, łącznie zmieniany 2 razy.
- Geko
- Posty: 6491
- Rejestracja: 18 mar 2006, 22:29
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 4 times
Kolejne fajne spotkanie w OKO. A grałem w:
Puerto Rico
w składzie Forever, Gigi, Sztefan i ja. Już po składzie wiadomo kto wygrał Tak, to był Gigi (54 pkt.) m.in. z własnym statkiem i dwoma dużymi budynkami. Mnie udało się wyciągnąć 52 pkt. co dało mi drugie miejsce (tylko 2 pkt. za Gigim, jupii ). Trzecią pozycję zajął Forever (49 pkt.), który grał pierwszy raz. Za nim trochę niepocieszony Sztefan.
Po Puerto Rico nastąpiła przerwa techniczna, tj. czekaliśmy na Lim-Dula, który tłumaczył zasady do Im Jahr des Drachen. W międzyczasie poznaliśmy Martę i Darka, którzy z kolei mieli okazję poznać Mr. Jacka.
W końcu zasiedliśmy do Ghost for Sale w składzie Lim-Dul, Filip, Sztefan, Ola i ja. Ola na pytanie czy zagra, odpowiedziała, że zasad może posłuchać. Kogoś mi to przypomina... Koniec końców po wytłumaczeniu zasad przez Lim-Dula rozpoczęła się walka o nawiedzone zamki. Gra w sumie jest bardzo przyjemna, ciekawe połączenie blefu i dedukcji. Całkiem ciekawa mechanika, m.in. wybieranie czy przez całą rundę kłamiemy, czy jesteśmy prawdomówni, licytacja o podpatrzenie karty innemu graczowi, dokładanie żetonów do zamku, itd. Cała zabawa opiera się w zasadzie na wyczuciu kto kłamie a kto nie i wygrywaniu licytacji o kilka zamków. Gra jest moim zdaniem bardzo nieprzewidywalna i trzeba się z tym liczyć. Np. Filip w pierwszej z dwóch rund wygrał licytację o podglądnięcie odrzuconych kart prawdy/fałszu (co daje dużo informacji o prawdomówności innych graczy) a mimo tego nie wygrał ani jednego zamku (a co zatym idzie punktów). Na pewno nie jest to gra w której można się wyszkolić i często wygrywać, bo po prostu jest za dużo niewiadomych i opiera się swoje założenia o dane, które częst mogą być błędne. Wystarczy np. błędne założenie że gracz A kłamie i już wyciągamy błędne wnioski nt. wartości zamków. A nawet jak wnioski są dobre to trzeba jeszcze wygrać licytację o te zamki, co takie łatwe nie jest. A kto lubi blefować, ten może tu nieźle poszaleć.
Koniec końców wygrałem ja, co chyba potwierdza tezę o nieprzewidywalności gry
Ponieważ została już godzina do końca spotkania postawiliśmy na coś szybkiego i lekkiego. Czyli na Fasolki z Martą, Darkiem, Sztefanem i Lim-Dulem. Zabawa była naprawdę przednia, te nieustanne propozycje, transakcje i przekonywanie że lepiej handlować ze mną a nie z kimś innym. Ostatecznie zdobyłem 14 pkt., Sztefan 13 pkt. a inni gracze kilka punktów mniej. Nadal twierdzicie, że nie znam się na dyplomacji? W końcu dyplomacja to nie tylko GoT.
W ostatnie 10 min. idealnie wpasowała się partyjka w Blefuj w tym samym składzie. Naprawdę nic nie zastąpi tych spojrzeń w oczy, wyczuwania blefu innych i własnego blefowania No i udało mi się nie przegrać, tym razem karaluchy dopadły Sztefana
Dzięki za wspólną zabawę i do zobaczenia.
I jeszcze jedno ważne ogłoszenie: ZA TYDZIEŃ NIE MA SPOTKANIA W OKO!
Puerto Rico
w składzie Forever, Gigi, Sztefan i ja. Już po składzie wiadomo kto wygrał Tak, to był Gigi (54 pkt.) m.in. z własnym statkiem i dwoma dużymi budynkami. Mnie udało się wyciągnąć 52 pkt. co dało mi drugie miejsce (tylko 2 pkt. za Gigim, jupii ). Trzecią pozycję zajął Forever (49 pkt.), który grał pierwszy raz. Za nim trochę niepocieszony Sztefan.
Po Puerto Rico nastąpiła przerwa techniczna, tj. czekaliśmy na Lim-Dula, który tłumaczył zasady do Im Jahr des Drachen. W międzyczasie poznaliśmy Martę i Darka, którzy z kolei mieli okazję poznać Mr. Jacka.
W końcu zasiedliśmy do Ghost for Sale w składzie Lim-Dul, Filip, Sztefan, Ola i ja. Ola na pytanie czy zagra, odpowiedziała, że zasad może posłuchać. Kogoś mi to przypomina... Koniec końców po wytłumaczeniu zasad przez Lim-Dula rozpoczęła się walka o nawiedzone zamki. Gra w sumie jest bardzo przyjemna, ciekawe połączenie blefu i dedukcji. Całkiem ciekawa mechanika, m.in. wybieranie czy przez całą rundę kłamiemy, czy jesteśmy prawdomówni, licytacja o podpatrzenie karty innemu graczowi, dokładanie żetonów do zamku, itd. Cała zabawa opiera się w zasadzie na wyczuciu kto kłamie a kto nie i wygrywaniu licytacji o kilka zamków. Gra jest moim zdaniem bardzo nieprzewidywalna i trzeba się z tym liczyć. Np. Filip w pierwszej z dwóch rund wygrał licytację o podglądnięcie odrzuconych kart prawdy/fałszu (co daje dużo informacji o prawdomówności innych graczy) a mimo tego nie wygrał ani jednego zamku (a co zatym idzie punktów). Na pewno nie jest to gra w której można się wyszkolić i często wygrywać, bo po prostu jest za dużo niewiadomych i opiera się swoje założenia o dane, które częst mogą być błędne. Wystarczy np. błędne założenie że gracz A kłamie i już wyciągamy błędne wnioski nt. wartości zamków. A nawet jak wnioski są dobre to trzeba jeszcze wygrać licytację o te zamki, co takie łatwe nie jest. A kto lubi blefować, ten może tu nieźle poszaleć.
Koniec końców wygrałem ja, co chyba potwierdza tezę o nieprzewidywalności gry
Ponieważ została już godzina do końca spotkania postawiliśmy na coś szybkiego i lekkiego. Czyli na Fasolki z Martą, Darkiem, Sztefanem i Lim-Dulem. Zabawa była naprawdę przednia, te nieustanne propozycje, transakcje i przekonywanie że lepiej handlować ze mną a nie z kimś innym. Ostatecznie zdobyłem 14 pkt., Sztefan 13 pkt. a inni gracze kilka punktów mniej. Nadal twierdzicie, że nie znam się na dyplomacji? W końcu dyplomacja to nie tylko GoT.
W ostatnie 10 min. idealnie wpasowała się partyjka w Blefuj w tym samym składzie. Naprawdę nic nie zastąpi tych spojrzeń w oczy, wyczuwania blefu innych i własnego blefowania No i udało mi się nie przegrać, tym razem karaluchy dopadły Sztefana
Dzięki za wspólną zabawę i do zobaczenia.
I jeszcze jedno ważne ogłoszenie: ZA TYDZIEŃ NIE MA SPOTKANIA W OKO!
Moje blogowanie na ZnadPlanszy.pl
Na BGG jako GekoPL. Ja tu tylko moderuję, żaden ze mnie administrator.
Na BGG jako GekoPL. Ja tu tylko moderuję, żaden ze mnie administrator.
Bardzo fajne spotkanie :
Twilight Struggle me vs melee. Jako towarzysz w early war rozpanoszyłem się po całym świecie. Melee uratowały moje magiczne rzuty, na około 20 turlań wyszły mi dwa ( przyznaje że melee miał tragiczne karty przy moich średnich).
I tak doszliśmy do mid war deck z moją 7 punktową przewagą. I zaczął się pogrom, w Azji impas ze wskazaniem na amerykańców. Na bliskim wschodzie kapitaliści zagarnęli wszystko tak jak i w Afryce. Ameryka środkowa cała niebieska a ostra walka toczyła się o południową. Melle oddalał się z kolejki na kolejkę z VP.
Za to Europa prawie cała czerwona z opierającymi się Włochami i Niemcami Zachodnimi. Niestety melee popełnił błąd a mi przypasowały karty.
Pod koniec 6 rundy melee podniósł defcon na maksa co umożliwiło mi w 7 rundzie usunąć jego wpływy w Zachodnich Niemczech i przejąć nad nimi kontrole. Melle rzucił się do obrony ostatniego Battlegrounda - Włoch. Niestety miałem Brush War ( właśnie co to znaczy Brush War-jakaś partyzantka?) dzięki której czerwona flaga zawisła w całej Europie a ja mogłem się rozkoszować zwycięstwem które wykute zostało z gry którą właściwie zakładałem że przegram.
Jak mówiłem Przemkowi TS to jedyna pozycja w mojej kolekcji do której nie mam żadnych zastrzeżeń i jest warta każdej na nią wydanej złotówki.
Kolejna gra Taluva jak dla mnie rewelacja wpadła do mojego koszyka must have. Ślicznie wykonana, mechanika przypadła mi do gustu i do tego podobno śmiga na 2 osoby czyli gra dla mnie . Draco popisał się znajomością ilości pionków w pudełku
Końcówka to dwie partie w Filou przyjemna gra, sporo blefu i śmiechu czyli bardzo dobry przerywnik między dłuższymi tytułami.
Twilight Struggle me vs melee. Jako towarzysz w early war rozpanoszyłem się po całym świecie. Melee uratowały moje magiczne rzuty, na około 20 turlań wyszły mi dwa ( przyznaje że melee miał tragiczne karty przy moich średnich).
I tak doszliśmy do mid war deck z moją 7 punktową przewagą. I zaczął się pogrom, w Azji impas ze wskazaniem na amerykańców. Na bliskim wschodzie kapitaliści zagarnęli wszystko tak jak i w Afryce. Ameryka środkowa cała niebieska a ostra walka toczyła się o południową. Melle oddalał się z kolejki na kolejkę z VP.
Za to Europa prawie cała czerwona z opierającymi się Włochami i Niemcami Zachodnimi. Niestety melee popełnił błąd a mi przypasowały karty.
Pod koniec 6 rundy melee podniósł defcon na maksa co umożliwiło mi w 7 rundzie usunąć jego wpływy w Zachodnich Niemczech i przejąć nad nimi kontrole. Melle rzucił się do obrony ostatniego Battlegrounda - Włoch. Niestety miałem Brush War ( właśnie co to znaczy Brush War-jakaś partyzantka?) dzięki której czerwona flaga zawisła w całej Europie a ja mogłem się rozkoszować zwycięstwem które wykute zostało z gry którą właściwie zakładałem że przegram.
Jak mówiłem Przemkowi TS to jedyna pozycja w mojej kolekcji do której nie mam żadnych zastrzeżeń i jest warta każdej na nią wydanej złotówki.
Kolejna gra Taluva jak dla mnie rewelacja wpadła do mojego koszyka must have. Ślicznie wykonana, mechanika przypadła mi do gustu i do tego podobno śmiga na 2 osoby czyli gra dla mnie . Draco popisał się znajomością ilości pionków w pudełku
Końcówka to dwie partie w Filou przyjemna gra, sporo blefu i śmiechu czyli bardzo dobry przerywnik między dłuższymi tytułami.
Spotkanie bardzo energetyzujące Takie właśnie lubię!
Na pierwszy ogień poszedł Trias tłumaczony przez Draco. Jest to bardzo dobrze skonstruowana gra logiczna, gdzie wszyscy starają się nachapać jak najwięcej punktów poprzez odpowiednią redystrybucję dinozaurów oraz planowane rozpadanie się kontynentów. Gra choć posiada mało mechanizmów i ogólnie, wydaje sie człowiekowi że jest nieco prostacka, w rzeczywistości jest bardzo sympatyczna i wymaga naprawdę solidnego pomyślunku. Bez planu na działanie nie da rady. Z początku wszyscy szli w łeb w łeb - wiedziałem jednak, że przegram sromotnie, gdyż olałem sobie ciepło kontynenty które pod koniec gry dają spory zastrzyk punktów. Ogólnie rzecz ujmując gra solidna i szybka, acz wykonanie trochę mdłe no i w sumie jest to gra typu "jedna rozgrywka dziennie"
Kiedy kończyliśmy Triasować na OKO zawitała Agricola w formie Bazika Jako że Agricoli nigdy nie odmówię, natychmiast zaklepałem sobie siedzisko i wszedłem do gry z 3 grającymi którzy grali pierwszy raz no i oczywista z Bazikiem. Na początku gry przewidziałem, że Bazik będzie pierwszy a ja drugi. Naturalnie się sprawdziło. Gra po raz drugi pokazała mi, jak doskonałą pozycją jest - tym razem zupełnie zmieniłem plan działania i zostałem zwierzęcym potentatem co zapewniło mi pełne wyżywienie jak i trochę solidnych punktów. Zwolniłem mocno pod koniec gry, kiedy walczyłem o zdobycie trochę pól uprawnych, marchwi i zboża co by nie chapać ujemnych punktów. Prawie się udało - zboże przegapiłem, mućkę miałem tylko jedną... za to udało się rozbudować willę do wersji kamiennej. Pozostali gracze też byli zachwyceni grą. Nawet Draco, który totalnie się pogubił i nie wiedział, co ze swoją rodziną robić (przez co musieli pod kościołem o chleb żebrać ) uznał, że jest to świetna pozycja. Ilość możliwości jest kosmiczna! Cudowna gra.
Potem podział 9 wolnych ludków na dwie grupy, z czego udało mi się załapać na Race for the Galaxy z Bazikiem, Ostrym i Kubą. Tytuł ten zdecydowanie zasługuje na swoją mocną notę na BGG - jest wyjątkowo sprytny. Graliśmy co prawda na gotowych "rozpoczęciach", ale gra pokazała pazurek. Ogromna ilość kombinacji kart, duże możliwości działania, bardzo sprytny mechanizm podziału akcji i faz. Cudeńko. Omal nie wygrałem Przez długi czas dominowałem w punktach, ale w ostatniej rundzie Bazikowi rzutem na taśmę udało się zdobyć 6 punktów, co zagwarantowało mu zwycięstwo. Bardzo przyjemna partyjka, bardzo solidna pozycja. Świetnie się przy niej bawiłem.
Słowem - udane spotkanie
Na pierwszy ogień poszedł Trias tłumaczony przez Draco. Jest to bardzo dobrze skonstruowana gra logiczna, gdzie wszyscy starają się nachapać jak najwięcej punktów poprzez odpowiednią redystrybucję dinozaurów oraz planowane rozpadanie się kontynentów. Gra choć posiada mało mechanizmów i ogólnie, wydaje sie człowiekowi że jest nieco prostacka, w rzeczywistości jest bardzo sympatyczna i wymaga naprawdę solidnego pomyślunku. Bez planu na działanie nie da rady. Z początku wszyscy szli w łeb w łeb - wiedziałem jednak, że przegram sromotnie, gdyż olałem sobie ciepło kontynenty które pod koniec gry dają spory zastrzyk punktów. Ogólnie rzecz ujmując gra solidna i szybka, acz wykonanie trochę mdłe no i w sumie jest to gra typu "jedna rozgrywka dziennie"
Kiedy kończyliśmy Triasować na OKO zawitała Agricola w formie Bazika Jako że Agricoli nigdy nie odmówię, natychmiast zaklepałem sobie siedzisko i wszedłem do gry z 3 grającymi którzy grali pierwszy raz no i oczywista z Bazikiem. Na początku gry przewidziałem, że Bazik będzie pierwszy a ja drugi. Naturalnie się sprawdziło. Gra po raz drugi pokazała mi, jak doskonałą pozycją jest - tym razem zupełnie zmieniłem plan działania i zostałem zwierzęcym potentatem co zapewniło mi pełne wyżywienie jak i trochę solidnych punktów. Zwolniłem mocno pod koniec gry, kiedy walczyłem o zdobycie trochę pól uprawnych, marchwi i zboża co by nie chapać ujemnych punktów. Prawie się udało - zboże przegapiłem, mućkę miałem tylko jedną... za to udało się rozbudować willę do wersji kamiennej. Pozostali gracze też byli zachwyceni grą. Nawet Draco, który totalnie się pogubił i nie wiedział, co ze swoją rodziną robić (przez co musieli pod kościołem o chleb żebrać ) uznał, że jest to świetna pozycja. Ilość możliwości jest kosmiczna! Cudowna gra.
Potem podział 9 wolnych ludków na dwie grupy, z czego udało mi się załapać na Race for the Galaxy z Bazikiem, Ostrym i Kubą. Tytuł ten zdecydowanie zasługuje na swoją mocną notę na BGG - jest wyjątkowo sprytny. Graliśmy co prawda na gotowych "rozpoczęciach", ale gra pokazała pazurek. Ogromna ilość kombinacji kart, duże możliwości działania, bardzo sprytny mechanizm podziału akcji i faz. Cudeńko. Omal nie wygrałem Przez długi czas dominowałem w punktach, ale w ostatniej rundzie Bazikowi rzutem na taśmę udało się zdobyć 6 punktów, co zagwarantowało mu zwycięstwo. Bardzo przyjemna partyjka, bardzo solidna pozycja. Świetnie się przy niej bawiłem.
Słowem - udane spotkanie
-- Hubert 'Saise' Spala --
http://grasuch.blogspot.com - reaktywowany blog o planszówkach!
Poziom -1 | Blue City Warszawa | Sklep z grami towarzyskimi Graal
http://grasuch.blogspot.com - reaktywowany blog o planszówkach!
Poziom -1 | Blue City Warszawa | Sklep z grami towarzyskimi Graal
Saise pisze:wszedłem do gry z 3 grającymi którzy grali pierwszy raz
Twilight Struggle. Brush Wars będą mi się śnić po nocach. Sytuacja wyglądała tak jak opisał to Polaros. Europa zaczęła mi się wymykać z rąk po błędzie z podwyższeniem Defconu. Polaros zrobił kilka realignmentów, straciłem battleground w Niemczech Zachodnich. Moja tura, myślę sobie - co się może stać? Defcon już się obniżył, nie będzie przewrotów w Europie. Został mi tylko battleground we Włoszech, gdzie miałem 2 wpływy. Miałem kartę z 3 OP, za mało, aby odzyskać kontrolę nad Niemcami. Mogłem wejść np. do Francji, kasując kontrolę Polarosa. Ale zdecydowałem wzmocnić się we Włoszech - do 5 punktów kontroli. Wydawało mi się, że jestem bezpieczny, Polaros musiałby wydać kilkanaście OP aby przejąć Włochy, a tak jak pisałem poziom defcon blokował inne operacje w Europie. Niestety nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak Brush Wars I moje 5 wpływu zmieniło się w 5 Polarosa. Ta karta jest bardzo mocna, bo można ją zagrać bez względu na poziom defcon. Ale za to tylko na kraje o słabej stabilności politycznej (1 lub 2, czyli Włochy się łapią - choć historyczny sens Brush Wars w Europie jest raczej wątpliwy ). Teraz już będę pamiętał, że opieranie się na Włoszech nie ma sensu, dużo lepiej trzymać się Francji. Ale faktycznie sytuacja poza Europą rozwijała się dla mnie więcej niż korzystnie. Czekam niecierpliwie na kolejną partię.
Mimo TS udało się zagrać również w:
Hej, to moja ryba! Graliśmy w 3 osoby (moja pierwsza patia w > 2), poziom chaosu był jeszcze akceptowalny Ale chyba w 4 osoby już się nie sprawdzi. Świetna gra na 15 minut.
Trias. Generalnie OK, ale gramy sobie i gramy, ciułamy punkty (wszystko mają około 18 ), nagle na sam koniec robię jeden ruch łączący kontynenty i wygrywam, zdobywając ok. 10 punktów.
Taluva. Gra jest bardzo ładnie wydana. Nie jestem fanem mechaniki opartej na wykładaniu płytek, ale grało się przyjemnie i szybko. Dość śmieszna sytuacja - Draco czyta najpierw zasady i jest tam punkt mówiący, że jeśli ktoś straci możliwość wykonania jakiegoś ruchu, to odpada. Draco skomentował, że to głupi zapis i trudno sobie wyobrazić, aby taka sytuacja zaistniała w grze. Reszty można się domyślić Ale prawie Draco wygrał, jednak te wieże są ciężkie do zbudowania, ja poszedłem w domki i świątynie.
Filou. W 4 osoby grało się bardzo fajnie, Polaros ciągle kupował (drogo) minusowe kotki Potem zaczęliśmy w 3 osoby i tak fajnie już nie było. Zdecydowanie gra na 4 lub 5 (najlepiej) osób.
No i na koniec zapomniałem zabrać TS i Peryklesa do domu. Dzięki Geko za ich wzięcie!
Ostatnio zmieniony 08 gru 2007, 13:16 przez melee, łącznie zmieniany 2 razy.
Melee - fajnie by jeszcze było gdybyś napisał kto grał którą stroną w TS. =)
Z karty Brush War to nie wynika, bo może dotyczyć obu graczy...
Z karty Brush War to nie wynika, bo może dotyczyć obu graczy...
War does not determine who is right - only who is left. - Bertrand Russell
---
Moja (niekompletna) kolekcja gier
Moja lista życzeń
---
Moja (niekompletna) kolekcja gier
Moja lista życzeń
Polaros napisał to wyżej. Ja grałem US, w sumie można się domyślić z mojego opisu, sytuacja gdy ruskim zostałyby tylko Włochy jest raczej nieprawdopodobnaLim-Dul pisze:Melee - fajnie by jeszcze było gdybyś napisał kto grał którą stroną w TS. =)
Z karty Brush War to nie wynika, bo może dotyczyć obu graczy...
- Deem
- Posty: 1216
- Rejestracja: 23 mar 2005, 01:50
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 373 times
- Been thanked: 264 times
W końcu, po długiej przerwie, udało mi się trafić do Oka. Jako że dotarłem nieco po 19, większość stołów była już obstawiona. Zacząłem więc od Mr Jacka. Tutaj wielkie podziękowania należą się Geko i Sztefanowi za klarowne wyjaśnienie zasad <i Polarosowi za przyniesienie gry >. Rozegraliśmy z M dwie partie i chociaż obie zakończyły się moim zwycięstwem <najpierw jako Pan Kuba a potem inspektor>, to oboje byliśmy bardzo zadowoleni- strasznie fajny wyciskacz mózgu. Przy okazji wyklarowała się kwestia wysokiej ceny tego tytułu, która wcześniej nieco mnie dziwiła- wykonanie jest niezwykle solidne.
Potem nastąpiła szybka partyjka w Hey! That's my Fish! <uwielbiam tę grę- jest szybka i za każdym razem sprawia mi masę frajdy>, po której przyłączyliśmy się do Geko, Sztefana, Lim-Dula i Oli <przepraszam jeśli pomyliłem imię> na wyżej opisane przez Geko Fasolki i Blefuj. Na początku wydawało się, że w tej ostatniej zapłacimy frycowe jako nooby, ale na szczęście Sztefan zdobył się na przełknięcie czwartego karalucha od Geko
Potem nastąpiła szybka partyjka w Hey! That's my Fish! <uwielbiam tę grę- jest szybka i za każdym razem sprawia mi masę frajdy>, po której przyłączyliśmy się do Geko, Sztefana, Lim-Dula i Oli <przepraszam jeśli pomyliłem imię> na wyżej opisane przez Geko Fasolki i Blefuj. Na początku wydawało się, że w tej ostatniej zapłacimy frycowe jako nooby, ale na szczęście Sztefan zdobył się na przełknięcie czwartego karalucha od Geko
- Filippos
- Posty: 2466
- Rejestracja: 02 sty 2007, 16:54
- Lokalizacja: Wawa, sercem w Wawie, nogą w wawie i innymi częściami ciała też;))
A ja wczoraj zawitałem w OKU po raz pierwszy i... zawitam na pewno po raz kolejny .
Przede wszystkim jest czymś unikalnym, że wchodzę sobie z ulicy do miejsca gdzie nikogo nie znam i po prostu zaprasza mnie ktoś do stołu i gramy. Nie chcę być pretensjonalny ale to jest rzadko spotykane w pozaplanszówkowym świecie
Co do samych gier to wybierałem się na Shoguna, ale nie udało się urwać z roboty i gdy dotarłem do OKA japońska krew wsiąkała już w worki z ryżem...
Lim-Dul zarządził partyjkę szalonej gry licytacyjnej Fiji i cóż... Wygrałem choć do dziś nie wiem dlaczego. Gra jest naprawdę odjechana. Licytowanie kolorowymi kamyczkami ususzonych główek, przy kilku wykluczających się wzajemnie warunkach licytacji wymaga... sporo szczęścia. Trzeba przyznać że mechanika ma się do tematyki w tym tytule, bo przydają się szamańskie umiejętności. Tytuł dla strategów to chyba nie jest.
Później zasiedliśmy do Ghost for Sale'a gry o pięknej oprawie graficznej. I choć poległem z kretesem (dzięki Geko, że w swoim poście nie wspomniałeś o mojej punktacji ) to grało się bardzo miło.
Niezłe było to, że w grze w której wszak o blef chodzi w pierwszej rundzie nie blefował nikt, a wdrugiej tylko Lim-Dul
Dzięki i do zobaczenia. Następnym razem przytaszczę coś ze swojej skromnej kolekcji.
Przede wszystkim jest czymś unikalnym, że wchodzę sobie z ulicy do miejsca gdzie nikogo nie znam i po prostu zaprasza mnie ktoś do stołu i gramy. Nie chcę być pretensjonalny ale to jest rzadko spotykane w pozaplanszówkowym świecie
Co do samych gier to wybierałem się na Shoguna, ale nie udało się urwać z roboty i gdy dotarłem do OKA japońska krew wsiąkała już w worki z ryżem...
Lim-Dul zarządził partyjkę szalonej gry licytacyjnej Fiji i cóż... Wygrałem choć do dziś nie wiem dlaczego. Gra jest naprawdę odjechana. Licytowanie kolorowymi kamyczkami ususzonych główek, przy kilku wykluczających się wzajemnie warunkach licytacji wymaga... sporo szczęścia. Trzeba przyznać że mechanika ma się do tematyki w tym tytule, bo przydają się szamańskie umiejętności. Tytuł dla strategów to chyba nie jest.
Później zasiedliśmy do Ghost for Sale'a gry o pięknej oprawie graficznej. I choć poległem z kretesem (dzięki Geko, że w swoim poście nie wspomniałeś o mojej punktacji ) to grało się bardzo miło.
Niezłe było to, że w grze w której wszak o blef chodzi w pierwszej rundzie nie blefował nikt, a wdrugiej tylko Lim-Dul
Dzięki i do zobaczenia. Następnym razem przytaszczę coś ze swojej skromnej kolekcji.
To ja byłem jednym z daimyo, którzy bez opamietania szafowali krwią wojowników i chłopów. Do Shoguna mam dwa zastrzezenia (poza samymi plusami) - po pierwsze brakuje ninja, którzy mogliby namieszać w kunsztownych planach rywali, po drugie faktycznie trudno jest uniemożliwić zwycięstwo graczowi, który z losowania otrzymał skupione prowincje na jednym z krańców. Trudno się tam dopchać, zwłaszcza przy pięciu graczach. Co do pierwszego - według niektórych dałoby to za dużo chaosu (i tak już prawie "RAN", czyli chaos totalny w grze istnieje), co do drugiego - wystarczy bardzo uwaznie dobierać karty prowincji, co prawda trudno ciągle szkodzić innym a o sobie nie myśleć.
Drugi tytuł - Amyitis - sorki, ale bez zachwytów. Za dużo dłubania i mechaniki. Dobrej, ale jednak mechaniki (te procesje w świątyniach i krążące jak sępy karawany...) Dziękuję za prezentację gry. Do zobaczenia w przyszłym roku...
Drugi tytuł - Amyitis - sorki, ale bez zachwytów. Za dużo dłubania i mechaniki. Dobrej, ale jednak mechaniki (te procesje w świątyniach i krążące jak sępy karawany...) Dziękuję za prezentację gry. Do zobaczenia w przyszłym roku...
- Geko
- Posty: 6491
- Rejestracja: 18 mar 2006, 22:29
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 4 times
Jak mnie choroba nie rozłoży to będę w piątek w Monsoonie.jax pisze:Proponuje zaczac zbierac deklaracje do pobytu w Monsoon Cafe.
Moje blogowanie na ZnadPlanszy.pl
Na BGG jako GekoPL. Ja tu tylko moderuję, żaden ze mnie administrator.
Na BGG jako GekoPL. Ja tu tylko moderuję, żaden ze mnie administrator.
Hmmm, więc miałeś jeszcze dodatkowo szczęście, że jeden z was miał na ręcę Scoring Europy? W końcu to że przejąłęś wszystkie battlegroundy w Europie nic nie znaczy, chyba że ktoś w tym momencie zagrywa Scoring Europy, lub jest koniec 10 tury? Przemek już nie mógł o nic powalczyć?Polaros pisze:.
Melle rzucił się do obrony ostatniego Battlegrounda - Włoch. Niestety miałem Brush War ( właśnie co to znaczy Brush War-jakaś partyzantka?) dzięki której czerwona flaga zawisła w całej Europie a ja mogłem się rozkoszować zwycięstwem które wykute zostało z gry którą właściwie zakładałem że przegram.
Wpieriod! - niekoniecznie efektywnie, ale efektownie.
Hmmm, zabawna sytuacja - Polaros zabrał mi te Włochy, ja mówię że jest koniec gry (automatyczne zwycięstwo). Polaros, że nie, że jeszcze musi wyciągnąć scoring Europy. Ja, że chyba nie, Polaros sprawdził więc w instrukcji i potwierdził, że jednak scoring jest niepotrzebny A tu okazuje się, że jednak jest potrzebny - widać, że grałem drugi raz. W takim razie wygrać automatycznie przez Europę jest ciężko..
Ja pierdziumelee pisze:Hmmm, zabawna sytuacja - Polaros zabrał mi te Włochy, ja mówię że jest koniec gry (automatyczne zwycięstwo). Polaros, że nie, że jeszcze musi wyciągnąć scoring Europy. Ja, że chyba nie, Polaros sprawdził więc w instrukcji i potwierdził, że jednak scoring jest niepotrzebny A tu okazuje się, że jednak jest potrzebny - widać, że grałem drugi raz. W takim razie wygrać automatycznie przez Europę jest ciężko..
normalnie jak z nic śmiesznego " i ich oczom ukazał sie las ...... krzyży "
Byłem przekonany ze potrzebny jest scoring melee że nie wiec looknałem do instrukcji
10.3.1 Automatic Victory.
......
• If either side Controls Europe, that side wins (dotąd doczytałem) .................when the Europe
Scoring card is played. ehhhh
No nic szykuje sie powtórka z rozrywki to wszystko przez melee który użył swojego autorytarnego głosu mówiąc że na pewno nie jest potrzebny ten scoring Na swoje wytłumaczenie mam że to moja 4 gra ( żadne to wytłumaczenie ale zawsze )
Oczywiście polaros mógł utrzymać swój stan posiadania do końca gry i w tym przypadku takze następuje automatyczne zwycięstwo. Ale wywnioskowałem z opisu ze jeszcze ze 3 tury były całe do końca, więc wiele mogło się zmienić. Dodatkowo ten scoring mógł się jednak pojawić. Przed 7 turą nastąpiło przetasowanie talii i ktoś mógł wyciagnąć Scoring Europy już w tej krytycznej 7 turze - mało prawdopodobne, ale się zdarza. Dlatego spytałem czy Polaros miał szczęscie i akurat trafił się Scoring Europy. Ogólnie najłatwiej jednak jest wygrać przez kontrolę Europy w ostatniej turze, po zagraniu Czarnobyla lub Amesa. Wtedy jest szansa że na koniec gry będzie automat, nawet mimo porażki we wszystkich innych regionach.melee pisze: W takim razie wygrać automatycznie przez Europę jest ciężko..
Wpieriod! - niekoniecznie efektywnie, ale efektownie.
Ja w ostatni piątek na rozgrzewkę zagrałem kilka partyjek w Brawla. Odświeżyłem sobie tytuł chyba po roku przerwy. I cały czas mnie bawi! Real time, też chaos jak w Spadamy, ale taki kontrolowany (jeśli jest coś takiego jak kontrolowany chaos Niestety większość partii wygrałem za łatwo. Może i długo nie grałem, zle jednak miałem większe doświadczenie od współgracza.
Potem Puerto Rico. Dużo różnych plantacji + duży magazyn - częste uzycie kapitana okazało się klęską. Brakowało mi własnego statku, bo w końcówce nie dawałem rady wysyłać wszystkich towarów. Tylko troche zaniedbałem dochody, stąd nie miałem jak kupić droższych budynków. Ostatecznie do Gigiego straciłem 10 punktów. Start miałem piorunujący. Ale cóż ważne jak się kończy
Na koniec Fasolki i Blefuj.
Potem Puerto Rico. Dużo różnych plantacji + duży magazyn - częste uzycie kapitana okazało się klęską. Brakowało mi własnego statku, bo w końcówce nie dawałem rady wysyłać wszystkich towarów. Tylko troche zaniedbałem dochody, stąd nie miałem jak kupić droższych budynków. Ostatecznie do Gigiego straciłem 10 punktów. Start miałem piorunujący. Ale cóż ważne jak się kończy
Ja lubię gry z blefowaniem, ale jakoś Ghost for Sale jest za ciężki. Coś tam wiemy, ale i tak sporo musimy zgadywać. W sumie by grać skutecznie, to trzeba strasznie przy tym główkować. Jakoś oprawa gry wskazuje na taki lekki tytulik. Można zagrać, nie jest złe, ale wbrew moim oczekiwaniom nie zachwyca.Geko pisze: W końcu zasiedliśmy do Ghost for Sale
(...)
A kto lubi blefować, ten może tu nieźle poszaleć.
Na koniec Fasolki i Blefuj.
Ja dokładnie tak samo Choć w sumie nie - jak przyjdą gry z Milana, to przynajmniej na chwilkę wpadnę by je odebraćGeko pisze:
Jak mnie choroba nie rozłoży to będę w piątek w Monsoonie.