Wczoraj odbylo sie ostatnie spotkanie w Puerto na ul. Garncarskiej w Gdansku. Niestety, knajpa jest zamykana, wiec bedziemy musieli przeniesc sie gdzies indziej - wielka szkoda i wczorajszy wieczor to udowodnil - Puerto to po prostu swietne miejsce.
Na miejsce dotarlem jako drugi, byl tam juz Kamil, za chwile pojawila sie Ola i Adam. We czworke zasiedlismy do gry
Apache - lekkiej, szybkiej gry o Indianach. W grze odkrywa sie karty na wspolny srodek stolu i gracze moga zagrywac swoje postacie, aby zgarnac czesc tych kart - Mysliwy zbiera bizony, Wojownik (aka Koleś) zbiera toporki, Squaw (aka Laska) zbiera naszyjniki a Wódz (aka Dziadek) zbiera totemy i aresztuje jednego mezczyzne. W grze chodzi o to, aby wyczuc kiedy oplaca sie juz zbierac - czy marnowac karte na zebranie 2-3 bizonow, czy odczekac az pojawi sie ich 5-6? W tym czasie przeciwnicy jednak tez kombinuja i moga nas ubiec, zabierajac dany rodzaj nagrody ze stolu. Utrudnieniem jest to, ze swoja postac mozna zagrac dopiero gdy pojawi sie ona na stole (ze stosu ogolnego), a wiec bardzo duzo zalezy od losu. Taka prosta, losowa gierka, w stylu party games... Teoretycznie powinna sie sprawdzic w Puerto, a jednak zupelnie nam nie podeszla. Nie wzbudzala za bardzo emocji, chociaz byc moze trzeba dac jej jeszcze szanse.
Za chwile dotarl Jacek i Rafal, byla wiec nas szostka a ja mialem ze soba hicior wieczoru -
Pitchcar Mini. Wszyscy wiedza o co chodzi - kapsle (aka Wyscig Pokoju) w najlepszym wydaniu. Szybkie eliminacje i zaczelismy gre. Dla wszystkich poza mna byl to pierwszy kontakt z gra (a i dla mnie zaledwie drugi), wiec robilismy sporo bledow, pstrykalismy za slabo lub za mocno, wypadalismy z trasy mimo dosc latwego toru... Najlepiej pojechal Jacek, gratulacje. Pierwsza partyjka za nami, ale Pitchcara nie bylo dosyc - wiec od razu zaczelismy kolejny wyscig. Tym razem tor z duza liczba band i zakretow, ja czulem sie w nim jak ryba w wodzie - w eliminacjach skonczylem go w 6 strzalow / 10 sekund. Niestety, w czasie wyscigu nie poszlo mi juz tak dobrze i zajalem 2. miejsce (o ile pamietam, Ola zajela pierwsze). Pitchcar roxx - musze sciagnac dodatki!
Czas bylo zagrac w cos konkretniejszego. W 4 osoby (ja, Adam, Ola, Kamil) zasiedlismy do
Age of Empires III. Gra przypomina troche Puerto Rico, troche Caylusa. Mamy 5 swoich "robotnikow" (kolonistow), ktorych co kolejke wysylamy na rozne pola - na pole inicjatywy, do zbierania towarow, podbijania nowych obszarow, prowadzenia wypraw odkrywczych, szkolenia specjalistow (mnich, zolnierz, kapitan, kupiec), zdobycia floty, kupowania budynkow, wywolania bitwy / wojny. Calosc jest dosyc szybka (chociaz zasady tlumaczy sie dosyc dlugo i na poczatku wydaje sie, ze jest ich sporo - kazde pole rozgrywa sie troche inaczej, kazdy specjalista ma swoje zdolnosci), zajela nam jakies poltorej godziny a to pierwsza gra, w ktorej wszyscy sie uczylismy. Nie ma zbyt duzego elementu losowego - chociaz wystepuje on na tyle, aby trzeba bylo dostosowywac sie do rozgrywki (kolejnosc pojawiania sie budynkow, towary w skladzie, odkrycia nowych regionow). Wygralem dosyc dziwnym trafem - kupilem na poczatku sporo statkow a nastepnie budynki, ktore dawaly mi za nie olbrzymie dochody. Prawie nie inwestowalem w towary, mialem za to sporo budynkow i przewagi w wielu regionach - co w sumie spowodowalo, ze wygralem ok. 10 punktami (100 do 90). Kamilowi jakos zupelnie sie nie szlo, zreszta przez cala gre wiercil sie twierdzac, ze jest w stanie umyslu na pitchara tylko
. Ola chociaz powtarzala, ze nie rozumie gry - zajela drugie miejsce, o wlos wyprzedzajac Adama, ktory na koniec gry pławił sie w kasie - co jednak nie dalo mu wystarczajacej liczby punktow zwyciestwa. Trudno w tej chwili podsumowac gre. Mi bardzo sie spodobala, chociaz nie wywarla na mnie piorunujacego wrazenia. Dobra, solidna pozycja. Mysle, ze kolejne gry dobrze jej zrobia - poznawanie nowych mozliwosci (a jest ich sporo) bedzie dawalo duzo satysfakcji. Czekam z niecierpliwoscia na nastepna rozgrywke.
W czasie naszej partyjki w Puerto pojawilo sie kilka nowych osob, z ktorych wiekszosc zasiadla do
Bohnanzy. Udalo sie jednak zebrac 7 osob na szybka partyjke Pitchcara
. Czarnym koniem wycigu i pewnym zwyciezca okazal sie Michal, ktory jak twierdzi - pil w dziecinstwie duzo piwa i gral w kapsle.
W tym czasie doszly kolejne osoby, podzielilismy sie wiec znowu - czesc osob poszla grac w
Osadnikow. Ja, Parak i Kamil nie mielismy checi na nic ciezkiego - wiec zagralismy jeszcze jeden szybki wyscig - na ciezkiej trasie, z mnostwem zakretow smierci (bez barierki zewnetrznej).
Zblizala sie juz pozna godzina, wiec zostal czas tylko na
Jungle Speeda, w ktorego gralismy najpierw z dodatkiem, potem bez. Po raz kolejny stwiedzam, ze dodatek jest bez sensu - wprowadza za duzo zamieszania a nie dodaje za bardzo radochy z gry. Mozna w niego zagrac raz czy dwa, ale w podstawke mozna grac kilka godzin pod rzad! Jedyna karta z dodatku, ktora mi sie podoba, to tzw "łapki" - gdy ta karta wypadnie, kazdy musi polozyc dlon na totemie - ten, kto polozy ja jako ostatni, zgarnia wszystko. Karta jest fajna sama w sobie, a dodatkowo podobna do "strzalek do srodka".
Wieczor sie skonczyl, nocny do domu. Szkoda, ze to ostatni wieczor w Puerto
.