A oto moje parę słów na temat Pionka #9. Byłem tylko w sobotę 29.XI.2008, prawie od samego początku (przybyłem około 10:20) do niemal samego końca (około 19:45 kupowałem bilet na dworcu w Gliwicach). Zagrałem tylko w cztery tytuły:
Filary Ziemi (1x)
Eufrat i Tygrys (1x)
Cytadela (1x)
Zooloretto (2x)
- i jestem zdziwiony jak to było możliwe, że taka mała ilość poznanych gier w tyle godzin. Czas ulatywał za szybko i poza
Eufratem i Tygrysem którego jako tako czaiłem z instrukcji, każda gra była mi znana tylko z tego, co kiedyś w czyichś recenzjach przeczytałem. Poznałem kilku ludzi, przekonałem się, że na Pionku było trochę tatusiów z synami. Co ciekawe, tak ogólnie odniosłem wrażenie, że przewaga iczebna chłopaków (bez względu na wiek) nad dziewczętami (tu raczej młode dziewczęta i kobiety) była mniej wyraźna niż na poprzedniej, ósmej edycji Pionka. To się chyba nazywa czasem współczynnikiem feminizacji. Trzeba przyznać, że wzrósł wyraźnie.
Właściwie każda z poznanych gier mi się podobała. W każdej znalazłem coś ciekawego. Ale po kolei.
Filary Ziemi - ślicznie wykonana gra, grafiki Michael'a Menzel'a aż biją po oczach dopieszczeniem detali. No i dostrzec można wyraźne podobieństwo ze
Stone Age do którego tenże pan również stworzył grafikę. Trochę te gry mają również wspólnego w mechanice, tak jak już wyżej Bożena napisała. Zajmowanie pól przez jednego gracza ogranicza wybór kolejnych graczy, zdobywanie surowców (później przetwarzanych na punkty zwycięstwa przez zatrudnianych rzemieślników), wysyłanie ludzi w teren po surowce, żeby wymienić kilka. Bardzo interesujący wydał mi sie mechanizm obsadzania budowlańców na poszczególnych polach głównej planszy (na srebrnych kółkach). Jesto to losowe (wyciągnie z woreczka na chybił trafił), ale nadmiar szczęścia okupowało się wyższą zapłatą za możliwość wprowadzenia na planszę swojego budowlańca przed innymi graczami. W grze tej miałem wrażenie, że dosyć ważna stawała się specjalizacja - ja np. dość nastawiłem się przede wszystkim na pozyskiwanie i przetwórstwo drewna, za to kamienie bardzo doceniłem, kiedy pojawiła się możliwość zatrudnienia rzeźbiarza. Udało mi się również zatrudnić takiego czarnego chłopka i do końca gry wspierał moich robotników. Pochwalę się trochę i powiem, że udało mi się zająć drugie miejsce (47 VP) i tyle samo VP miał zwycięzca. Skończył z 4 pieniążkami, ja z dwoma, stąd druga pozycja. Ostatnia runda była naprawdę zacięta. Wykorzystałem do cna wszystkie posiadane surowce i żaden rzemieślnik nie leniuchował. Ciekawa dosyć gra, daje wiele możliwości zdobywania punktów zwycięstwa. Trochę losowość może niekiedy znacząco zaważyć na przebiegu rozgrywki, mnie to jednak bardzo nie razi, bo ja akurat nie mam nic przeciwko pewnemu stopniowi losowości w planszówkach. Grę oceniłem póki co na mocną 7 na BGG, zastanawiam się nad 8, ale - musiałbym ponownie zagrać. Na pewno gra ta trochę faworyzuje graczy już ją znających, wiedzących jakie karty pojawią się w kolejnych turach i mogących bardziej świadomie planować swoje posunięcia.
Moja ocena - chętnie jeszcze zagram, ale na razie nie wpisałem na moją prywatną "must have". Ciekawy jestem dodatku. Mam nadzieję, że ktoś to kupi...
Eufrat i Tygrys - tę grę na początku żałowałem, że wybrałem. No, ale wybierając ją w wypożyczalni (jeszcze przed rozgrywką w
Filary Ziemi) nie wiedziałem, że przyjdzie mi tamtej soboty grać także z małymi chłopcami. W czwórkę zagraliśmy. Niejaki Łukasz (tak na oko to mój rówieśnik), oraz Marek z synem Krzysiem i ja. Z początku mocno się obawiałem, że ten tytuł okaże się zbyt ciężki, ale na szczęście z fachowym wsparciem pomarańczowych koszulek (dzięki bogas i Silent !) oraz pewnego kolegi z sąsiedniego stolika udało się grę rozpocząć. No i początki, zgodnie z przewidywaniami, trudne. Co chwilę pojawiały się wątpliwości i niejasności. Po paru minutach zasady stawały się coraz to bardziej intuicyjne i ku mej uciesze również Krzysiu świetnie rozumiał jak zdobywać punkty. Gdy pytań było coraz mniej, nad naszymi głowami zaczęły unosić się mgiełki myśli, jak sądzę. Gra ta rzeczywiście jest wymagająca, bardzo wiele danych trzeba uwzględniać naraz. Jak chyba wiecie, chodzi o zdobywanie punktów zwycięstwa w czterech dziedzinach (sferach?): religijnej, rolniczej, handlowej oraz arystokratycznej. Najpierw chciałem napisać - rozwijać swoje królestwa w czterech dziedzinach, ale jak rozgrywka dobitnie pokazała, to gdzie kto rządził zmieniało się bardzo często i słowo zwrot "rozwijać królestwo" jest mocno tymczasowy jeśli idzie o tę grę. Można powiedzieć, że gra ta ciekawie naśladuje historię: zmiany władców, sfer wpływów, katastrofy, korzyści z osiągnięć cywilizacji (w
EiT np. z monumentów), spokojny zrównoważony rozwój co rusz zakłócany przez mniejszej bądź większej skali konflikty. Podobają mi się warunki zwycięstwa, bo to właśnie "pięta Achillesowa" graczy, czyli najgorzej rozwinięte sfery (sfera) są brane pod uwagę, a to oczywiście wymusza dosyć równomierny rozwój i, że tak finansowo powiem, dywersifikację punktowania.
Moja ocena - grze dałem na BGG mocne 8 choć coś mi mówi, że przy bliższym (tj. częstszym) poznaniu zasługuje na więcej. Tytuł wpisałem na swoje "kiedyś kupić chcę, ale obawiam się, że będzie problem z chętnymi".
Cytadela - kolejna gra z wybieraniem ról jaką poznałem (pierwszą jest oczywiście
Puerto Rico). Bardzo się spodobała wszystkim, z którymi grałem, a zasiadło nas do tej gry w robudowywanie dzielnic pięć osób. Tytuł znacznie lżejszy w porównaniu do wcześniej rozegranych gier, dosyć płynny w mechanice (gdy się utrwali w głowie, co daje graczowi każda z możliwych do wyboru postaci). Zasady składnie i gładko objaśniła nam jedna z "pomarańczowych koszulek", niejaka Kasia "Squirrel". Początki były dość powolne, ale szybko się rozkręciliśmy. Ciekawa ta karcianka. Każdy z graczy "przeżuwa" w myślach, którą postać opłaci mu się najbardziej dobrać spośród tych jeszcze dostępnych, po czym ma do wyboru a) albo dobrać dwie monety, albo dobrać dwie karty, jedną z nich zachować i drugą odrzucić, b) może wybudować którąś z dzielnic (miejsc w mieście), którą ma na ręku płacąc określoną ilość pieniążków; i najciekawsze, czyli c) skorzystać ze zdolności danej postaci. Ja powiem tyle, że w tej grze zostałem zabity przez Zabójcę, kilkakrotnie okradziony przez Złodzieja, ograbiony ze świetnych kart przez Magika, nie zostałem ani razu Królem, za to bywałem Biskupem, Kupcem, Architektem i Generałem. Po powrocie z Pionka poszukałem tej gry na necie. Można pograć np.
tutaj, ale jakoś niespecjalnie mam ochotę grać w to przez net. Wiele się traci. bo przemiłe to wrażenia widzieć skutki doboru odpowiedniej postaci i reakcje tych, którym w najmniej dla nich odpowiednim momencie coś ukradło, czy wręcz uniemożliwiło działanie na czas danej rundy (Krzysia to nazwałem etatowym Zabójcą - co miał możliwość wybrać tę postać to czynił to bez wahania), bądź zniszczyło dzielnicę. Świetna gra dla każdego, kto nie ma skłonności obrażania się czy boczena na innych graczy. Grę tę skończyłem na trzeciej albo czwartej pozycji,ale nawet gdybym uplasował się na ostatnim miejscu to gra bardzo by mi się podobała.
Moja ocena - mocna 8, chętnie bym kupił, gdyby było gdzie...
Zooloretto - czyli zdobywca
Spiel des Jahres 2007. Cieszę się, że poznałem tę grę. Wypożyczona gra była w wersji niemieckiej, na szczęście właściciel gry dołączył skrót zasad gry po polsku i świetnie wyjaśnił jej zasady (kolejne podzięki dla bogasa). Ta gra rzeczywiście jest mocno familijna, w sam raz do pogrania przez rodzinę po niedzielnym obiadku. Bożenie, miłośniczce
Coloretto, mechanika nadzwyczaj przypadłaby do gustu. Chyba można powiedzieć, że autor gry, Michael Schacht, w oparciu o mechanikę swej słynnej karcianki z kameleonami, stworzył grę którą rozbudował o pogodną tematykę, opracował sprytne i proste mechanizmy zarabiania i wydawania gotówki, dał graczom pozarządzać rozlokowywaniem zwierząt na wybiegach - i zyskał uznanie krytyków. Moim zdaniem ta gra aż na tytuł
Spiel des Jahres to raczej nie zasługuje, ale uważam, że to rzeczywiście świetna pozycja, kiedy chcemy zagrać w coś prostego, w coś do postawienia na stół zamiast deseru, co można wytłumaczyć w kilka minut planszowym nowicjuszom i do czego chce się chętnie powracać. Wysmakowana graficznie, prosta w zasadach, ucząca "planowania przestrzeni" (w tym też czuć starszego karcianego "krewniaka"). I ta radość, kiedy na wybiegu uda się skompletować parę i pojawi się potomek (albo zgrzyt zębami, gdy na teego potomka nie ma już miejsca na wybiegu...). No i dbajmy o zwiedzających - budki z jedzeniem nie zawadzą. Gdy graliśmy pierwszy raz, to nie rozbudowałem swego zoo, poprzestając na trzech wybiegach. Wszyscy pozostali gracze dokupili wybieg czwarty - no i jakoś się okazało, że to nie jest konieczny warunek do wygranej... Za drugim razem rozbudowałem swoje zoo - i nie wygrałem. Lubię gry, w których nie ma pewnych sposobów zwycięstwa... Lubię gry, w których interakcja jest na wysokim poziomie. Z pewnością
Zooloretto oba te warunki spełnia.
Moja ocena - na BGG dałem 8, więc bardzo wysoko. Chętnie kiedyś kupię - jak nie sobie, to komuś, kogo odwiedzam. Ot tak, w prezencie, bez potrzeby okazji. Jednak cena w okolicach 90-100zł trochę mnie odrzuca i taki prezent to raczej w przyszłym roku.
Reasumując - każdy z czterech zagranych tytułów przypadł mi do gustu, w każdym znalazłem coś co przypadło mi do gustu. Wiem, że do swojej kolekcji chciałbym kiedyś dołączyć
Eufrat i Tygrys oraz
Cytadelę, kogoś z rodziny obdarowałbym chętnie grą
Zooloretto a u kogoś z sekcji planszowej z radością widziałbym
Filary Ziemi.
-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-
W najbliższy czwartek zagrałbym chętnie w którąś z gier:
Eufrat i Tygrys[/] (1,5h), 6 bierze! (0,5h ?), Hej! To moja ryba! (0,5h ?), Portobello Market (45 min. ?), Osadnicy z Catanu (1,5h). Na co najmniej 3 z tych tytułów powinno starczyć czasu. A jak nie te, to w inne też mogę. Co myślicie o tym, by kiedyś zagrać w najnowszą wersją Magii i Miecza czyli w najnowszą grę wydaną przez Galaktę, tj. Talisman. Magia i Miecz?
Seeker, 2008-12-02, 17:13